Masakrator_pl
Administrator / GM
Dołączył: 29 Sty 2006 Posty: 345
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Teraz jest tam krater...
|
Wysłany: Pon 9:06, 22 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
[off] Na radiachę! Luke, takiego godmoddingu to dawno nie widziałem. Nie możesz sobie pozwolić na samowolną masakrę wroga. Patrz jak pisze Voozie - możesz opisać kiedy, jak i w kogo strzelasz, ale czy trafisz/przeciwnik umrze, leży w woli GMa. Za chwilę sam wykończysz całą bandę, co? Na dodatek opisałeś skutek ruchu drugiego gracza... Jeszcze jeden taki post, będzie ostrzeżenie, zrozum, za bardzo wpływasz na świat.
W ramach dezaktywacji godmoddingu unieważniam Twój post pod kontem damage'y zebranych wśród przeciwnika. [/off]
Napastnicy zostali zaskoczeni wybuchem butelki z płonącą zawartością, która wybuchła ledwie kilka metrów przed ich stopami. Żołnierze Bractwa mogli przez tą krótką chwilę nieco rozejrzeć się po ulicy, przed feralnym barem. Na ulicy, było trzech ubranych w czarne kombinezony z białymi elementami ludzi z UZI, osłaniało ich jeszcze dwóch snajperów z piętra z budynku naprzeciwko, ze swoich dźwięcznie terkoczących M16stek.
Rozpryskująca się, łatwopalna ciecz znalazła się na nogawce jednego z napastników, który na moment wycofał się z walki, rozpaczliwie próbując ugasić pożar na swojej zakurzonej odzieży. Za to jego kompani nieustannie razili śmiercionośnym gradem pocisków puste okna baru, z którego unosił się szary dym, skutek ataku nieszkodliwym granatem. Celowanie utrudniał także dodatkowy dym z pożaru koktajlu oraz "falowanie powietrza" za sprawą temperatury, jaką wywołał.
W ataku furii, Luke wybiegł na ulice, wyłamując z zawiasów drewniane drzwi baru. Najbliższy człowiek stał po drugiej stronie wyniszczonej ulicy i na klęczkach ostrzeliwał właśnie kłęby dymu, w których być może mignął mu jakiś cel. Masa Luke'a rozpedziła go niczym lokomotywę, krótki dystans przebył zaledwie w kilka sekund. Bandyta został zdezorientowany, jednak było w nim na tyle samodyscypliny, iż zamiast panikować, szybko wymierzył w pędzącego super mutanta. Luke poczuł jak od jego naramienników odbiło się kilkanaście pocisków snajperów, jakimś cudem [off] Albo wolą GMa [/off] nie zrobiły mu żadnej krzywdy, przecież Luke był był super mutantem, nawet przy przebiciu naramiennika, nie zadrapałyby nawet skóry zielonego potwora. Podczas szarży Luke potknął się o jedną z licznych dziur i zaczął "lecieć" w kierunku coraz bardziej przerażonego napastnika, który wystrzelił w korpus mutanta cały magazynek pistoletu maszynowego, nie wyrządzając mu krzywdy. W ostatnim momencie przeturlał się na bok, w kierunku swoich towarzyszy, którzy również skupili swój ogień na zielonej bestii, która leżała na wznak na chodniku.
Ta chwila wystarczyła. Voozie nie tracąc czasu wychylił się przez framugę i docisnąwszy swój karabin do ramienia, wymierzył w głowę bandyty, nad którym poznęcał się Luke, a następnie, mimo świstu kuli koło swego ucha, nacisnął na spust...
Człowiek w czarno-białym odzieniu zszokowany pospiesznie wymieniał magazynek, zchodząc z lini strzału pomiedzy swoimi towarzyszami a mutantem. Było blisko, szczęściarz ze mnie - myślał, patrząc jaka masa mogła go rozgnieść. Jego szczęśliwą passę przerwał pocisk 7.62, który przeszył jego szyję na wylot. Upadając, oblał krwią ścianę budynku, która łukowato wytrysnęła z tętnicy napastnika...
Walka trwała nadal.
Post został pochwalony 0 razy
|
|