Forum Fallout PBF - RPG Strona Główna
->
Schron
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Forum główne
----------------
Forum ogólne
Baza Fallout - Holodyski
Reklamy
Bractwo Stali
----------------
Bunkier Zero
Misje
FreeMode
Karty postaci
Bandyci i inne czarne charaktery
----------------
Warownia łupieżców
Misje
FreeMode
Karty postaci
Pozostali
----------------
Houston - stolica płd. cywilizacji
Misje
FreeMode
Karty postaci
Pipboy discs
----------------
Schron
HeroBattle
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Voozie
Wysłany: Wto 19:04, 22 Maj 2007
Temat postu:
Po dłuższej chwili nudnego czekania coś zapukało w klapę, lekki, ledwo słyszalny stukot rozległ się echem po całej kabinie czołgu. Vooz odchylił właz, od niechcenia zerkając na kilka zalotnie uśmiechających się kobiet. Wpuścił je, a po chwili sam do połowy wynurzył się do połowy z pojazdu. W oddali zamajaczył jakiś mały kształt, goniący za trochę większym. Voozie uśmiechnął się przewidując rychło nadchodzący triumf. Wszedł do środka, spojrzał na kobiety zalecające się do Ryana, po czym ruszył do specjalnego pokoju z milionami wajch, przycisków i wyświetlaczy. Rozejrzał się dokładnie dokoła, przesunął kilka dźwigni, nacisnął kilka guzików, spojrzał na jeden z monitorów i policzył coś na palcach. Gdy skończył, podskoczył lekko, a wielki czerwony guzik znajdujący się na podłodze pod nim, został naciśnięty. Po maszynie przeszedł lekki, prawie nieodczuwalny wstrząs i troszkę głośniejszy huk.
Stan w nadziei gonił pojazd z którego dobywały się gromkie śmiechy. Już myślał, jak to będzie całymi godzinami baraszkował z panienkami, kiedy coś świsnęło, tuż obok pojazdu coś wybuchnęło, a ten przetoczył się kilka razy, wreszcie stając na kołach, wyglądał na niezniszczony, pewnie nadawał się nadal do użytku, ale było pewne, że jego piękna i seksowna załoga już nie żyje...
//sorry Stan, lubię byc złośliwy
//
Stan Haffnack
Wysłany: Pią 19:15, 06 Kwi 2007
Temat postu:
Stan wstał i otrzepał się z kurzu. Był mocno poobijany, lecz na szczęście San Antonio było już blisko i miał nadzieję, że zdoła się jakoś doczołgać.
Po chwili już tam był. Miasto nie prezentowało się okazale, jednak było tu to, co najważniejsze czyli sklepy z niezbędnym zaopatrzeniem.
Rozejrzał się wokół. Były tu: sklep elektroniczny, obuwniczy, coś na wzór salonu samochodowego i kilka spożywczaków. Stan zajrzał do kieszeni. Z pewnością nie starczy mu na wszystko. Mógł kupić pojazd, ale kosztem żywności i wody, która na pustkowiach była bardzo droga. Mógł stracić nieco czasu na zbudowanie własnego, o wiele lepszego i z większą ilością bajerów. Jednak wtedy również nie starczyłoby mu na zapasy. W ostateczności zostawało kupno tych cholernych zapasów, ale wtedy mógłby pożegnać się z marzeniami o zwycięstwie. Za to przynajmniej by przeżył. Co by tu w takim razie zakupić...
I tak po chwili ghul mknął pieszo w stronę Austin na przecudnych
Abibasach
nabytych w sklepie obuwniczym za ostatnie pieniądze.
Po kilku godzinach, gdy zapadał już zmierzch, zza jego pleców wyłonił się pojazd terenowy, a na nim jakiś odziany w garnitur gość wraz z kilkoma skąpo odzianymi panienkami. Stan przez gapił się oniemiały, aż do chwili, gdy koleś w garniturze się odezwał.
- Widzę, że zmierzasz do Austin, podróżniku? Podwieźć cię może? Właśnie jadę w tamtą stronę na wezwanie pewnego klienta jadącego tą drogą.
- Nie, dziękuję.
- wymamrotał Stan uznając w końcu, że uganianie się za kobietami to dobre dla gładkoskórków.
- No, trudno. Bywaj.
Pojazd odjechał i powoli zaczął maleć w oczach Stana. Dopiero po paru momentach, gdy uświadomił sobie całą sytuacje i zaczął kojarzyć fakty, dotarło do niego jak wielką głupotę popełnił. Natychmiast więc ruszył największym możliwym sprintem w pogoń krzycząc ochrypiałym głosem:
chwileczkę! zaczekaj! zmieniłem zdanie!
Dust
Wysłany: Sob 22:06, 31 Mar 2007
Temat postu:
Dust starał się do końca wykorzystać promienie zachodzącego słońca i niestety zapomniał, że wirnik potrzebuje jednak trochę energii, by bezpiecznie wylądować. Delikatne i kruche niczym szkło baterie słoneczne z impetem wyrżnęły w ziemię, przygniecione dodatkowo ciężkim silnikiem elektrycznym.
Ghoul długo patrzył dookoła po odłamkach, z których niektóre były niewiele większych od ziarenek piasku.
No tak
– pomyślał – s
zykuje się pracowita noc. I jak przypuszczam
– tu spojrzał w niebo –
tak... Nie myliłem się
. Księżyc, cienki niczym ostrze skrytobójcy i przysłaniany co jakiś czas chmurami, dawał bardzo niewiele światła.
Nic to
– swoim zwyczajem cicho powiedział ghoul –
i na to znajdziemy radę.
Uśmiechnął się lekko (ale kto by to rozpoznał na twarzy ghoula) i dodał w myślach.
Może jednak powinienem powiedzieć Rad? W sumie sam nie wiem co to jest.
Wyciągnięte z kieszeni połatanych spodni, metaliczne grudki świeciły delikatnym, lecz jasnym, zielonkawym światłem. Rozsypane wokół, całkiem dobrze oświetliły okoliczne piaski i kamienie – miejsce naprawy solar-koptera. (Tak nazwał w myślach swoją konstrukcję Dust.)
Nie ociągając się mechanik zabrał się do naprawy, choć chwilami żałował, że nie wziął latarki, jakby to uczynił ktoś normalny i nieodporny na dawkę 2 000 Gy na godzinę.
Voozie
Wysłany: Wto 18:14, 27 Mar 2007
Temat postu:
W pierwszej chwili zaskoczył się wzmianką o kobietach, ale już miał gotowe rozwiązanie. Zatrzymał czołg toną kontrolek i przycisków. Po czym wyszedł do Ryan'a.
-Chwilę... - nasisnął guzik pilota, którego trzymał w ręku, a tył Abramsa otworzył się nagłym skokiem, ukazując bogaty w zapasy bagażnik. Wsadził tak dumnie wyglądający koszyk i przypiął pasami, żeby się nie poobijał podczas jazdy. Wrócił do srodka, gdzie Dowódca już się wygodnie rozsiadł.
- Ja tylko na chwilę do WCta... - po czym potruchtał do łazienki. Wyjął z kieszeni szlafroka telefon komórkowy najnowszej generacji i wystukał jakiś numer.
- Halo? U was kupiłem czołg, w którym mówiliście, że jest wszystko? Tak, tak, jestem Voozie. O co chodzi? Nie ma tutaj panienek do jasnej ciasnej! Tak, tak, jadę właśnie z San Antonio do Austin, no. Ok, macie piętnaście minut. - po czym wyłączył się i schował telefon. Przebrał się w czarne sztruksy i marynarkę z czerwoną koszulą, po czym wyszedł do Ryan'a, włączył dobrą muzykę i rozsiadł się. Przypomniało mu się coś i pobiegł do barku. Zrobił sobie drinka, a towarzyszowi nalał Martini. Wrócił i podał napitek Ryan'owi.
- Ok, panienki zaraz będą. - uśmiechnął się i podgłosił muzykę...
Ryan Gun
Wysłany: Wto 16:37, 27 Mar 2007
Temat postu:
Ryan spojrzał na pomarańczową tarczę słońca uciekającą za linię horyzontu. Następnie przeniósł spojrzenie na pewnego siebie żołnierza Bractwa, po czym przemówił podniosłym tonem:
- Synu - zwrócił się do Vooziego, - przeżyłem najkrwawsze batalie z armią super mutantów i liczne szarże na pozycje robotów, walczyłem wręcz bez pancerza wspomaganego ze Szponem Śmierci, jego łeb do dziś wisi w moim podziemnym gabinecie nad biurkiem, a Ty do ciężkiej cholery farmazonisz mi o jakiś upośledzonych radskorpionach?!
Ryan odwrócił się plecami do Vooziego...
Wziął swój wózek i rzekł:
- Ale dawno nie piłem dobrego Martini, gdzie mam go upchnąć przed balangą? Rozumiem, że kobiety, taniec i śpiew się w to wliczają...
Dodał wdrapując się po czołgu.
Voozie
Wysłany: Pon 19:05, 26 Mar 2007
Temat postu:
Vooz, który w swoim super czołgu miał barek, klimatyzację, mikrofalówkę, autopilota, prysznic, łóżko wodne, telewizor plazmowy, radio, salon i domofon, właśnie obudził się z krótkiej drzemki. Zamlaskał głośno i przeciągnął się. Włączył radio na maxa w którym właśnie leciał hit:
"Powiedz, że nie jesteś gołębiem pocztowym..."
Wszedł pod prysznic i śpiewał do melodii, wyszedł, wytarł się, wyłączył radio i zastąpił je telewizorem, podłączył do niego GPS i zrobił sobie drinka. Kiedy wziązał sobie szlafrok, GPS pokazywał, że właśnie zmierzają do Austin, które jest następnym celem. Nie wiedział ile spędził czasu na śnie, więc postanowił wyjrzec na zewnątrz. Otworzył klapę i wziął duży wdech świeżego powietrza. Dzień chylił się ku zachodowi, co było akurat pięknym widokiem. Abrams nie poruszał się szybko, ale na tyle, żeby Vooz mógł poczuc wiatr we włosach. Spojrzał w lewo i zauważył Ryan'a...
Wpadł do wnętrza czołgu zataczając się ze śmiechu, usiadł na fotelu i ciągle się śmiał. Skończył dopiero, kiedy brakło mu powietrza w płucach. Przypomniał sobie, że nie zamknął włazu i że nie jest zbyt rozsądna jazda z otwartym. Znów wychylił się na zewnątrz i spojrzał na Dowódcę, który z miną rodem z filmów o Rambo siedział niczym dziecko w wózku na zakupy. Oparł się o brzeg czołgu i przyglądał się temu chwilę.
- Panie Ryan'ie, może wejdzie pan do środka? Zaraz noc, będzie cholernie zimno! Wszędzie pełno skorpionów, węży i Bóg wie czego jeszcze. Schowamy pana luksusowy pojazd do mojego bagażnika. Mam tutaj full wypas osprzętowanie! Pooglądamy filmy, poopowiadamy sobie kawały, potem pójdziemy spac, a rano będzie pan mógł wrócic do swojego środka transportu. To jak? - zapytał z nieukrywanym uśmiechem...
Dust
Wysłany: Pon 18:00, 26 Mar 2007
Temat postu:
Szalony efekt radiacji - Dust - mknący z prędkością 200km/h w kłębach kurzu, wzbijanego przez prawie szorujący o ziemię wiatrak, praktycznie nie widział drogi. Nic to jednak, skoro prawa fizyki mówią, że ustawiając napęd pod takim kątem będzie poruszał się najszybciej. Pamiętał, że w pewnym momencie wokół jego śmigła wytrysnęła brązowawa fontanna „czegoś”. Opcje są dwie pomyślał – albo to była ogromna kupa... no cóż... kupy, lub stadko niewinnych radskorpionów – (Cóż, mógł jednak założyć swój nos wstając rano z łóżka, lecz z obawy przed ponownym zgubieniem go, dziś tego nie zrobił).
A co przejechał, nie dowiemy się już nigdy. Miejmy nadzieję, że nic o większej woli życia, (lub większej twardości) nie trafi się pod wiatrak w przyszłości.
Niezawodny zmysł orientacji uprzedził ghoula, iż zbliża się do miasta. Kilkoma poleceniami wydanymi sterownikiem zawisł śmigłem prawie pionowo w górze. To dało mu okazję do przyjrzenia się swoim rywalom.
Jeden z nieznajomych (teraz Dust zobaczył już, że to ghoul) wyglądał na lekko pobitego i bez pojazdu. Drugi – tu mechanik nie mógł powstrzymać lekkiego uśmieszku i spojrzenia w górę na swój silnik – eh... ta młodzież. No nic, może będą z tego części zamienne, kto wie. Wewnętrzny głos mówił mu, że jest nieźle.
Ale co to – kolejna chodząca puszka coś kombinuje – o Najświętsza Radiacjo! Tylko nie to!!! Skonstruowany przez rycerza ultra-mega-hiper-bolid lśnił wewnętrznym blaskiem, a niektórzy mieszkańcy miasta chylą czoła i składają mu hołd... Czegoś takiego jeszcze nie było...
(przynajmniej nie w tej galaktyce : ) )
Rozgorączkowany Dust widział jak jego szanse maleją, jednak nie poddawał się, choć by wygrać, będzie musiał naprawdę się postarać.
Nie ociągając się, z pełną mocą wirnika ruszył do punktu kontrolnego w San Antonio. Starał się też pamiętać, by nie lecieć/jechać za tym blaszano-organicznym maniakiem w większej blaszanej puszce z długą rurą. (W końcu musi być mu strasznie gorąco i na pewno ostro go to wkurza.)
Ryan Gun
Wysłany: Pon 17:15, 26 Mar 2007
Temat postu:
Niech mnie rad! Ten młokos ma jednak trochę krzepy... pomyślał Ryan, dobiegając do granic miasta, gdzie Voozie juz zdążył zrobić zakupy. Ryan wbiegł w środek tłumu i poczuł jak kości gruchoczą o jego pancerz, a ciała zgruchotanych wyrzucane są w powietrze, więc zahamował potężny pancerz, zwijając asfalt na sfatygowanej jezdni.
Minął Vooziego, oglądając jego środek lokomocji, kiwając załamany głową, jak dzisiejszej "młodzieży" brak wyobraźni. Sam za to udał się do sklepu ogrodniczego... który normalnie by nie istniał, gdyż zielonego było tu tyle, co czarnego w mleku, więc...
Wyszedł zadowolony z kosiarką ogrodową w rękach. Jednym ruchem zdarł obudowę i wyłuskał jej cenny silnik, rzucając nie potrzebną część kosiarki gdzieś w tłum, który krwiożerczo zaczął o nią walczyć.
Dobra, mam silnik, teraz tylko... Jest! Ryan wziął jakiś przedwojenny wózek z supermarketu [oczywiście na paluszkach, żeby nie obudzić śpiącego obok niego bezdomnego] po czym zmontował te dwa elementy razem, tworząc ultra wspaniały pojazd terenowo-wyczynowo-wyścigowo-szpanerski. Pełen szczęścia i radości uniósł swój pojazd nad głowę, a potem postawił przed sobą.
Tak to się dzisiaj robi, pomyślał z zachwytem generał. ^^
Voozie
Wysłany: Pon 16:10, 26 Mar 2007
Temat postu:
Vooz zaś w tym czasie dobiegł już do San Antonio, domy nie były zbyt zachęcające, jednak w centrum miasta świętowało wielu ludzi i innych istot. Fajerwerki, serpentyny, oklaski i śpiewy, wszystko to przywitało Vooziego, kiedy wszedł w tłum. Kilku cyborgów przy eskorcie super-mutka przedzierało się przez ten tabun. Dotarli do naszego bohatera, uścisnęli mu rękę, po czym wręczyli plecak z nowymi racjami żywnościowymi. Ryan już się zbliżał, więc Vooz udał się do najbliższego sklepu z artykułami militarnymi. Po jakichś 10 minutach, wyjechał z garażu obok sklepu, prawie nowym Abramsem. Wystawił głowę i zaśmiał się szyderczo. Zostawił jeszcze na chwilę swój nowy dobytek i wrócił do sklepu, za sterami czołgu zasiadł już z skrzynką granatów i Shotgunem na pleach. Odpalił silniki, po czym spokojnie pojechał dalej, z lufą skierowaną za siebie, gdyby ktoś chciał go gonic. Oczywiście jest coś winny Ryan'owi, więc gdyby go dogonił, weźnie go ze sobą...
Ryan Gun
Wysłany: Pon 16:00, 26 Mar 2007
Temat postu:
Widząc, że jego kompan przyspieszył tępa, Ryan również postanowił nie zostawać w tyle. Pochylił się lekko do przodu i rozpoczął sprinterski bieg z towarzyszącym mu dźwiękiem ciężej pracujących serwomotorów. Masywny pancerz nadawał o wiele większego ciężaru noszącej go osobie, o czym przekonywały się mieszkające w ziemi tyciuchne robaczki, którym korytarze ich domostw zapadały się, ilekroć stopa okuta w stalowy but uderzała w ziemię co krok. Przebiegając obok lezącego ghoula, kusiło go, by "przypadkiem na niego nie nadepnąć, albo nie potknąć się i upaść na niego, ale Ryan szybko odrzucił ten pomysł, który uznał za haniebny i nie godny dowódcy Bractwa Stali.
Przez obiektywy hełmu widział już zarys domostw miasta San Antonio...
Voozie
Wysłany: Pon 12:08, 26 Mar 2007
Temat postu:
Voozie szybko podleciał do Stana i zagrodził mu drogę.
- Oj nieładnie, nieładnie tak uciekac, odwróc się i przedstaw naszemu panu dowódcy, należy mu się! - Voozie wyłączył swoje turbo buty i pewnie stanął na ziemi. Podskoczył i uderzył obiema nogami klatkę piersiową ghula, robiąc salto do tyłu, nie wylądował na ziemi, tylko znów włączył swoje buty. Stan wylądował na ziemi i upuścił cały swój arsenał, zaś cyborg uśmiechnął się tryumfalnie i poleciał w stronę San Antonio, od którego dzieliły ich tylko metry...
Stan Haffnack
Wysłany: Pon 7:28, 26 Mar 2007
Temat postu:
Stan z zadowoleniem przysiadł i zaczął wertować arsenał broni który zwinął. Były tam dwa zwykłe pistolety laserowe, karabin plazmowy, pistolet pulsacyjny oraz kilka granatów plazmowych. Zanim jednak zdążył się zdecydować, która z broni będzie najodpowiedniejsza by postraszyć rywala w dorożce, oberwał w głowę czymś sporym co na domiar złego niemiłosiernie hałasowało.
Obejrzał się i zobaczył, że to czym oberwał to wentylator. Przez chwilę Stan stał nieruchomo przyglądając się temu co ujrzał. Ghul na rolkach ciągnięty przez helikopter zrobiony z ogromnego wentylatora na baterie słoneczne. Po kilku sekundach wpatrywania się w to niecodzienne zjawisko, zauważył jeszcze jedną postać, tym razem był to kolejny nadęty nudziarz z Bractwa. Obok niego kroczył dumnie ten pierwszy nudziarz, który przecież powinien w tej chwili zdychać!
Korzystając z dostępnego mu sprzętu, Stan wykonał buty bazujące na zasadzie odrzutu, wzorowane na tych, które miał Voozie.
I tak następne minuty, a być może godziny przeminą w tle odgłosów czyjegoś nieprzerwanego zarywania twarzą w piach naprzemian ze wznoszeniem na kilka metrów i opadaniem w dół. A raczej odpadaniem... kolejnych kawałków skóry na ciele napromieniowanego organizmu.
Voozie
Wysłany: Nie 17:35, 25 Mar 2007
Temat postu:
Vooz podniósł głowę, otworzył oczy, wypluł z siebie piasek, jaki został w jego ustach po 10 minutowym pobycie ryjem w piasku. Po tym szlachetnym czynie podniósł się cały i otrzepał z brudu. Spojrzał na swój GPS, który miał wbudowany w nadgarstek, ten zaś wskazywał, że San Antonio już niedaleko. Nawet w oddali coś kwadratowego majaczyło, albo to tylko omamy. Voozie będąc głodnym po ostatnich wydarzeniach, sprawdził co mu mama zapakowała do plecaczka, i znalazł tam zgniłe jabłko, które zaraz wyrzucił, kanapkę z szynką z bramina, którą zostawił na potem i nuke-cole. Wziął kilka łyków, a resztę zachował. Spojrzał do przodu i ujrzał dwie postacie. Ryan'a i Dust'a, Dowódca Bractwa był tylko kilkanaście kroków przed nim, a ghul jakieś 12 minut drogi piechotą. Włączył więc swoje silniczki odrzutowe, podleciał do Ryan'a i leciał spokojnie zaraz obok niego, wogóle się nie odzywając, a San Antonio coraz bliżej...
Ryan Gun
Wysłany: Nie 15:47, 25 Mar 2007
Temat postu:
Boska poświata wniknęła w opancerzoną postać, która pewnie i dumnie kroczyła w stronę Vooziego. Ryan Gun był legendarną postacią, bohaterem Bractwa Stali i pogromem wszelkiego zła postnuklearnych pustkowi. Był sławny od samego Houston, po zapadłą wioskę dzikusów wyjących do księżyca, mówiło się o nim w radach najprężniejszych miast, a legendy były opowiadane przez szamanów dzikich plemion. To właśnie Ryan Gun- Generał Bractwa Stali.
Podświadomie wyczuł słabość swojego rywala, chociaż doskonale wiedział, że nie jest dla niego zagrożeniem, kroczył w pełnej gotowości w jego kierunku. Dźwięk serwomotorów pancerza dawały Vooziemu do zrozumienia, że zbliża się ktoś potężny. Ten ktoś, postanowił spotkać się z Vooziem...
Masywna sylwetka ze stali stanęła nad nim i zasłoniła mu słońce. Ten wyścig, jak już zostanie wygrany, okryje sławą po raz kolejny dowódcę Bractwa, a przed nim leżał jego rywal...
Ryan nieoczekiwanie wzniósł rozcapierzone palce w stalowych rękawicach do góry, a po okolicy rozległ się przefiltrowany przez modulator głosu w jego hełmie krzyk. Wzniósł ręce jeszcze wyżej, a ziemia się zatrzęsła, niebo rozstąpiło i boskie promienie zlały się w całość, skupiając się w świetlisty słup, który wbił się w Generała i półmartwego żołnierza Bractwa.
Voozie nie do końca pojmował swoim przeciążonym umysłem co się dzieje. Wiedział tylko, że czuje się tak, jakby energia w swojej najczystszej postaci przepływała przez niego... Czuł jak wlewa się do niego ciepło, a jego materialne ciało zostaje oczyszczane i doskonalone. Przez moment czuł się jak zarodek w brzuchu matki, jak mały repulsor na taśmie montażowej robota bazy SAD...
Na pół minuty stracił przytomność, ale kiedy się ocknął, zobaczył nad sobą Ryan'a Gun'a, który w spokoju przygląda mu się, po czym przemawia:
- Wstań i walcz, bracie. Pokażmy tym wydelikaconym tyłkom, że Bractwo Stali jest potęgą. Któryś z nas musi tam dotrzeć, za wszelką cenę... nie trać czasu.
Po tych słowach Generał odszedł spokojnym krokiem od leżącego jeszcze cyborga, który ze zdumieniem odkrył, że ma wszystkie części, a w dodatku czuje się jeszcze lepiej...
Dobrze być BNem sterowanym przez GMa, pomyślał Ryan, kiedy odszedł od swojego towarzysza.
Voozie
Wysłany: Nie 12:14, 25 Mar 2007
Temat postu:
Vooz zdążył pomyślec tylko:
- I co? To już koniec? Wychodziłem już z nie takich opresji! I mam zginąc w taki sposób, nie spalę się, nie rozbryzgam na ścianie, nie wpadnę do wulkanu, tylko po prostu wszystkie moje stabilizatory, kontrolki, przewody, liczniki i akumulatory przestaną działac? No cóż, żegnaj więc życie... - schował więc tą lampę, wyłączył syrenę, by zginąc w spokoju, zostało mu jeszcze jakieś 10 minut życia, ale zamknął tylko oczy i zasnął...
Dust
Wysłany: Sob 16:55, 24 Mar 2007
Temat postu:
Najpierw to niezwykłe białe światło i ten okropny błogostan a teraz ten przerażający ryk... To za wiele jak na małe, biedne, podwójne mózgi brahminów. Ogłuszone zwierzęta odmówiły posłuszeństwa i po chwili szamotania się na wszystkie strony bliźniacze głowy uderzyły o siebie nawzajem. Nogi ugięły się pod zmutowanymi krowami i po chwili Dust został bez transportu.
I ten ciągły ryk – lekko rozdrażniony ghoul spojrzał przez celownik optyczny w kierunku z którego pochodził. Nim światło alarmowe go oślepiło, ujrzał leżącego nieznajomego z syreną wystającą z pleców i drugiego obładowanego sprzętem szybko się stamtąd oddalającego. Nieco napromieniowany mózg wyprodukował najbardziej oczywiste dla niego rozwiązanie: Ten który leży to jest żywa bomba, syrena oznacza „uciekaj póki możesz”, a ten drugi człowiek właśnie to czyni.
A więc jego przeklęci współzawodnicy znaleźli diabelsko przebiegły sposób, by pozbawić go środka lokomocji. Jednak nie z takimi rzeczami już sobie radził. Właśnie kończył skręcać swoją najnowszą konstrukcję. Terenowe rolki, każda na dwóch starodawnych kółkach od skutera, które potrzebowały jednak jakiegoś napędu. Ale i na to jest sposób – jego potężny wentylator ze skrzydłami i stabilizatorami z baterii słonecznych - improwizowany helikopter po chwili majstrowania stał się faktem. Jeszcze tylko mocna linka i uprząż na zmurszałą klatę, sterownik do owiniętej bandażem ręki, karabin na plecy i kawałek sera na drogę.
Pustkowia przemierza właśnie Dust – ghoul na rolkach ciągnięty przez mini-helikopter na energię słoneczną.
Voozie
Wysłany: Sob 15:36, 24 Mar 2007
Temat postu:
Zanim Voozie kapnął się, o co chodzi, leżał na ziemi i nie mógł zrobic NIC. Zastanawiał się, po co temu Ghulowi moje napędy, jednak oprogramowanie odpowiedzialne za funkcje mózgu także powoli przestawały działac. Będzie tak, jak ostatnim razem, najpierw znikną wszystkie myśli, potem oślepnie, potem ogłuchnie, straci czucie, smak i zapach, a mówic i tak od początku nie mógł. Więc jedynym co pozostało mu zrobic(i co był w stanie zrobic) to użycie alarmu. W jego plecach otwarła się mała klapka, a z niej wyskoczyła dośc duża syrena alarmowa, wyglądała jak policyjna. Chwilę potem rozległ się niewypowiedzialnie głośny ryk syreny alarmowej, a światło wydobywające się z niej, także mogło oślepic. Dźwięk był słyszalny w odległości dwóch kilometrów, a światło było widocznie na 200 metrów. Zostało mu 20 minut życia, zanim całkowicie przestanie działac. Może ten ktoś z dziwnego pojazdu mu pomoże... Mógł tylko liczyc na łut szczęścia, a czas biegł dalej...
Stan Haffnack
Wysłany: Sob 14:34, 24 Mar 2007
Temat postu:
Stan już prawie kończył robotę, zostało mu już tylko kilka śrubek do przykręcenia. Przed zamknięciem pokrywy postanowił jednak sprawdzić co znajduje się za plątaniną kabli po lewej.
Już prawie gotowe
- uspokajał zniecierpliwionego Voozy'ego.
Przez chwilę w milczeniu wpatrywał się niewielkiej czarnej skrzynce podłączonej do układu ruchu.
"Nie, to by było nieuczciwe z mojej strony, on sam miał już przecież tyle okazji do tego aby mnie sprzątnąć, a jednak tego nie zrobił" - pomyślał Stan - "To ostatnia szansa na to, abyśmy zaczęli współpracować, razem nikt nas nie pobije, wygramy ten wyścig. Dokładnie - choć raz postąpię zgodnie z zasadami etyki, choć raz zachowam się moralnie i po ludzku." - Stan w duchu powoli stawał się nowym człowiekiem... znaczy się, ghulem...
"To była mądra decyzja" - pomyślał w kilka sekund później odchodząc prędko z motywatorem ruchu w rękach i arsenałem broni laserowej, zostawiając za sobą bezradną i pozbawioną szans na przeżycie kupę złomu.
Ryan Gun
Wysłany: Sob 14:16, 24 Mar 2007
Temat postu:
I stała się jasność. Na kilka minut w całych południowych Stanach wszyscy stanęli w bezruchu, każdemu zaparło dech w piersiach, zbrodnia nie istniała, a wszechobecna nadświadomość spłynęła na umysły wszystkich myślących istot. Promienista kula światła otoczona złocistą aureolą pojawiła się w nic nie znaczącym miasteczku Victoria [nie, nie! to nie kolejny wybuch bomby atomowej...]. Od miejsca rozbłysku emanowała fala dobrotliwości i pokoju, wszelkiego dobra i prawości- na linię startu przybył Ryan Gun, Generał Bractwa Stali!
Postać dostojnym i pewnym krokiem, w pobżmiewaniu boskiego chóru i fanfar, maszerowała w kierunku "startu", jej dostojności i wrażenia potęgi nadawał wspomagany pancerz, a także pewność w ruchach. Kiedy wreszcie dotarł na miejsce, światło rozpłynęło się, a fanfary umilkły, a słońce skierowało promienie na ten idealny twór, jakim był BN sterowany przez Admina [no chyba oczywiste
]. Ryan stanął w jak najbardziej chwalebnej pozycji, aby przedłużyć to wrażenie nieskazitelności jeszcze przez moment...
Dust
Wysłany: Sob 14:01, 24 Mar 2007
Temat postu:
Dust kończył właśnie późne śniadanie i postanowił sprawdzić czy jego dzielne zwierzęta pociągowe nie zmyliły kursu. Długo wypatrywał dookoła jakichś punktów orientacyjnych, gdy na horyzoncie ujrzał ogromną chmurę dymu, jak po jakiejś eksplozji. „
Oho
”, pomyślał, pewnie znowu te przerośnięte mutanty bawią się wyrzutnią rakiet. Na wszelki wypadek postanowił być teraz ostrożniejszy...
Po pewnym czasie ostrożność opłaciła się. W dużej odległości przed sobą ujrzał dwie sylwetki ludzkie. Przyjrzał im się dokładnie przez doskonałą lunetę swojego karabinu snajperskiego. Nie wyglądali na handlarzy, a biorąc pod uwagę niedawny wybuch mogą być niebezpieczni i lepiej ominąć ich
szerokim łukiem
. Jak pomyślał tak też i zrobił. Oczywiście mogli to być też ubodzy wędrowcy potrzebujący pomocy, ale czasy są niepewne, a życie tanie, więc lepiej nie ryzykować.
Ghoul położył sobie na kolanach swój karabin i popędzając zwierzęta lejcami zmusił je do szybszego chodu. Po chwili namysłu wyciągnął z „paki” jakieś żelastwo i zaczął je namiętnie skręcać, nerwowo zerkając co jakiś czas w kierunku nieznajomych.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
BBTech Template by © 2003-04
MDesign
Regulamin