|
Autor |
Wiadomość |
Jack Sparrow |
Wysłany: Pon 11:43, 19 Cze 2006 Temat postu: |
|
Drzwi baru znów zaskrzypiały, do środka wszedł Jack. Strzepał z siebie kurz i zdjął kowbojski kapelusz odwieszając go na wieszaku nieopodal, podobnie zrobił z płaszczem. Skierował się w stronę lady. W oczy rzucił mu się ghoul... różowy ghoul. Sparrow zasiadł na wysokim krzesełku i trącił ręką ghula.
- Nie przeszkadam eee... panu ?
Rzekł do stworka, w międzyczasie skinął na barmana i poprosił szklaneczkę whisky. |
|
|
Chudeusz |
Wysłany: Wto 20:19, 06 Cze 2006 Temat postu: |
|
Podczas gdy Ghul Spał Barman pomalował go na rózowo. Wcisnął w gacie badyl po czym ku uciesze zgromadzonych gości postawił tabliczkę. Nie płoszy Gatunek zagrożony wyginięciem. |
|
|
Stan Haffnack |
Wysłany: Wto 18:37, 06 Cze 2006 Temat postu: |
|
W tym momencie do baru wszedł wolnym krokiem ghul. Rozejrzał się po pozostałych i usiadł przy barze. Nie czekając na barmana chwycił butelkę whisky stojącą na ladzie i zaczął z niej pić. Po chwili jednak z obrzydzeniem wyrzucił butelkę przez ramię
-Tfu! Co za świństwo! Wy, ludzie chyba naprawdę nie wiecie jak się pędzi porządny bimber
Następnie nie zwracając uwagi na oburzoną minę barmana usiadł przy stoliku i zwyczajnie zasnął. |
|
|
Joey Harris |
Wysłany: Śro 20:57, 03 Maj 2006 Temat postu: |
|
(aleś sie rozpisał...) |
|
|
Envo |
Wysłany: Śro 19:35, 03 Maj 2006 Temat postu: |
|
Do baru wchodzi niebieski android.Rozgląda się i siada jak najdalej od innych.Wyciąga narzędzia i reperuje swoją rękę która została trochę zniszczona. Po jakimś czasie podchodzi do barmana i mówi.
-Proszę o 4 butelki wody. |
|
|
Ian Sanders |
Wysłany: Śro 17:12, 26 Kwi 2006 Temat postu: |
|
Radio Iana dało sygnał, że ktoś chce nadać mu wiadomość. Sanders wyjął urządzenie z kieszeni i spojrzał na nie. Ktoś chciał z nim rozmawaić na czestotliwości Bractwa Stali. Rycerz zaczął słuchać nadawanej wiadomości:
Starszy Rycerzu Sanders, mówi Rycerz Worsd. W barze, w którym pan przebywa stwierdzono obecność kilku bandytów, m.in Joey Harris i Wyatt Kowalsky. Wkrótce dostanie pan odpowiednie wsparcie. Proszę się przygotować do walki. - wysłuchawszy komunikatu, Ian rozłączył się, założył hełm i przygotował swój karabin. Ci dwaj, o których była mowa wyszli, ale w każdej chwili mogli wrócić. Sprawiali wrażenie, że bar spodobał im się. Trzeba być na wszystko przygotowanym. Także na to, że ciągle tu siedzi jakiś małoznany łajdak i czeka na okazję, by wszcząć zamieszki. Jednak nikt nie wyglądał jakby chciał to zrobić. Może to przez barmana? Wyglądał na czlowieka, który nie lubi, gdy mu się niszczy jego własność.
Trudno, będzie musiał się dostosować. Bractwo zawsze bierze to, co chce - mruknął żołnierz. Dał znak Gun'owi, by ten go ochraniał przed właścicielem lokum.
Chyba się nie obrazi - pomyślał. W końcu mówią o nim, że to porządny człowiek i dobry kompan. |
|
|
Ian Sanders |
Wysłany: Sob 9:46, 22 Kwi 2006 Temat postu: |
|
Przed bar zajechał bus Bractwa Stali. Wyszedł z niego Ian Sanders, Starszy Rycerz.
-Dzięki za podwiezienie - powiedzaił do kogoś, kto siedział w środku.
-Spoko - odpowiedział mu jakiś głos - W barze jest nasz szef, więc jakby coś się działo, to ci pomoże. Jak będzie się szykować coś większego, to wezwij nas. Z chęcią pomożemy - nikt tego nie widział, ale kierowca pojazdu uśmiechnął się i odjechał. Tak bardzo lubił "pomagać".
Natomiast Ian wszedł do środka budynku i usiadł przy barze.
Coś mocnego - powiedział do barmana. Gdy został obsłużony zaczął rozglądać się po kantynie. Jego wzrok przyciągnęła pewna kobieta. Skądś ją znał....A!No, tak! Ktoś w bunkrze przecież o niej mówił. To Nikki Wong, "gwiazda", którą zna cała powojenna Ameryka. W mniemaniu Brata Stali była kimś, kogo można było tylko żałować. Zwykła imitacja człowieka, ot co. Popatrzył na nią wzrokiem pełnym pogardy. Nie dało się tego nie zauważyć. Pewnie powie o tym temu "dżentelmenowi", z którym siedziała i któy był zapewne osobnikiem jej pokroju. Jeśli przypuszczenia Sandersa się sprawdzą, jego karabin szturmowy wystrzeli kilkanaście nabojów. Oczywiście jeśli dowódca się zgodzi. Nawet w barze Ian podlegał jego rozkazom. Zawsze i wszędzie. Wszystko po to, by usunąć spaczenie, które toczyło ziemie zachodnich wybrzeży Ameryki. |
|
|
Joey Harris |
Wysłany: Śro 22:15, 19 Kwi 2006 Temat postu: |
|
"Całkiem bitne plemię"... czy to był komplement czy obelga? Teraz to nie jest ważne. Jack odszedł, na Joeya też już czas. Zasiedział się w tym barze. Pewnie i tak wszyscy odetchną z ulgą, gdy wyjdzie. Narobił sobie wrogów. Trzeba to jakoś zmienić. Ostatni raz tego wieczora podchodzi do stolika, przy którym siedzi Wyatt, i kładzie na drewnianym blacie spory plik banknotów.
- To za motor
Następnie zapłacił za wyjątkowo kiepskie trunki barmanowi. Nie zostawił napiwku. Bezgłośnie wyszedł z karczmy, ale był pewien, że jeszcze tu wróci. Drzwi za nim trzasnęły głośno i słychać było tylko kopnięcie o kupę porożzucanej stali. |
|
|
Jack Sparrow |
Wysłany: Śro 20:40, 19 Kwi 2006 Temat postu: |
|
- Nie palę, a już na pewno nie to braminie gówno. Wystarczy że skutecznie skraca moje życie to pi*****e promieniowanie...
Rzekł Sparrow lekko zirytowany. Spojrzał na "Indianina".
- A co do Indian... to wystarczy że powiem... że, eee... że było to całkiem bitne plemię.
Na twarzy Jacka pojawił się szczery uśmiech kryjący nutę ironii. Wypił do końca drinka. Zmrużył oczy krzywiąc się mocą napitku.
- Pochodzili z zamierzchłych czasów....
Dodał i wstał z miejsca. Założył kapelusz na głowę, karabin zawiesił na plecy i zawinął jasną szmatą usta i nos. Skierował się powoli do wyjścia...
[off] może zabawimy się w tej kantynie, mam pewien pomysł... [/off]
Bluzgi cenzurujemy albo ostrzeżenia łapiemy Poeta ze mnie co |
|
|
Wyatt Kowalsky |
Wysłany: Śro 18:31, 19 Kwi 2006 Temat postu: |
|
Joey Harris napisał: | Tak, Wyatt okazał się conajmniej nadpobudliwy. Nawet nie dotknąłem jego motocyklu jak te gnoje na zewnątrz kradli sinik. Wyatt mnie zirytował i zwieńczyłem dzieła. Ale wciąż nie ma na tym wraku moich odcisków palców- myśli Joey.. |
[off] Mam nadzieję, że takigo God Modingu nie będzie w misjach. To jest kantyna, ale i tak mi się to nie podoba. Ma to być miły czas, a nie rozwalanie sobie wszystkiego. Do rozwałki można coś innego skombinować. Aktualnie nie mam ochoty[/off]
W misjach czegoś takiego nie będzie a jak bedzie to się wytnie :] W najgorszym wypadku mniej Graczy będzie. Ale to jest Kantyna więc luzik. Poprostu Niektórzy jeszcze nie mają Misji i szukaja lania. Nie martwcie sie jescze bedziecie mogli sie wykaza w walce Nawet szybcej niz wam się wydaje |
|
|
Joey Harris |
Wysłany: Śro 16:58, 19 Kwi 2006 Temat postu: |
|
Harris przyjżał się Jackowi chwilę, a potem usiadł na miejscu wskazanym przez niego.
- Chyba powinienem się przedstawić. Nazywam się Joey. Mam imię po przedwojennej gwieżdzie metalu, czy jakoś tam. Nazwisko zresztą też.
Joey wyjął paczkę papierosów, częstując najpierw swego rozmówcę, a potem samemu zapalając. Dobre fajki, jeszcze z przed wojny. I to cholernie drogie.
- Dlaczego nazwałęś mnie indianinem? Pierwszy raz słyszę to określenie
Joey przemawia spokojnym głosem, pozwalając sobie na dyskretny uśmiech, a potem zaciąga się papierosem, rozkoszując się jego smakiem, potem zaś bierze łyk drinka, smakującego tak samo okropnie, jak reszta trunków w tym lokalu. |
|
|
Jack Sparrow |
Wysłany: Śro 13:35, 19 Kwi 2006 Temat postu: |
|
Z drzemki wyrwał Jacka głos jakiegoś natręta. Sparrow odchylił kapelusz żeby móc przyjrzeć się typowi.
"Gdzieś go już widziałem..." Pomyślał.
Nagle przypomniała mu się jedna z przedwojennych gazet należących do kolekcji ojca. Numer pochodził chyba z bogatych zbiorów magazynu "Nacjonalna Geografia", albo jakoś tak... W każdym bądź razie, natrętny koleś stojąc przed Sparrowem był jakby wyjęty z ilustracji w czasopiśmie. Podpis pod przedwojenną fotografią w numerze "Nacjonalnej Geografii" mówił, że osoby te były nazywane Indianami. A wszystko przez jednego frajera, który podobno odkrył Amerykę myśląc że są to Indie. Tak... To było to. Rasa dziwnego człowieka określana była za bardzo dziką i waleczną...
- Koleś, wyglądasz jak Indianin...
Jack z uśmiechem powiedział do natręta.
- Barman, drinka dla Indianina proszę...
Rzekł i zdjął jedną nogę z krzesła, a drugą podsuwając siedzisko w stronę "Indianina".
- Siadaj i opowiadaj... "Indianinie"... |
|
|
Joey Harris |
Wysłany: Śro 8:28, 19 Kwi 2006 Temat postu: |
|
Joey rozglądał się po karczmie. Słyszał każde słowo Wyatta, a każde kolejne denerwowało go coraz bardziej. Wiedział że wewnątrz karczmy nie ma mowy o żadnej burdzie, dlatego miał nadzieję dopaść go na zewnątrz. W odpowiedzi na słowa Nikki, i z czystego chamstwa musiał przypomnieć o przed chwilą dokonanej masakrze, na pojeździe Wyatta
- Panno Wong, pojazd który każdą część ma gdzie indziej na pewno daleko nie zajedzie, więc nawet nie licz na motor tego palanta
Tak, Wyatt okazał się conajmniej nadpobudliwy. Nawet nie dotknąłem jego motocyklu jak te gnoje na zewnątrz kradli sinik. Wyatt mnie zirytował i zwieńczyłem dzieła. Ale wciąż nie ma na tym wraku moich odcisków palców- myśli Joey.
Spojrzał na Jacka Spparowa. Rzeczywiście, to co dają w tym barze smakuje jak płyn do mycia szyb, a nie jak whiskey. Powiedziałby to barmanowi, ale nie chce denerwować tej jego jaszczurki. Zamisat tego podszedł do Jacka i rzekł
- Jeśli już koniecznie chcesz się napić whiskey, to musiałbyś odjechać swoim wozem conajmniej sto kilometrów od tego miejsca. |
|
|
Wyatt Kowalsky |
Wysłany: Wto 23:09, 18 Kwi 2006 Temat postu: |
|
- Jak to niewolno. Żyjemy w wolnych stanach - uśmiechnął się i mrugnął prawym okiem do rozmówczyni. - A jeśli ktoś pannie tą wolność ogranicza. To służe pomocą. Rozwiązywanie takich problemów to moja specjalność.
Harris zdawał się nad wyraz irytującym osobnikiem. Na całe szczęście barman okazał się przyzwoitym człowiekiem. Widząc jak sprawnie rozegrał całą sytuację Wyatt z uznaniem kiwnął głową w jego stronę. |
|
|
Jack Sparrow |
Wysłany: Wto 21:34, 18 Kwi 2006 Temat postu: |
|
- Cholera, masz pierdolnięcie.
Powiedział uśmiechnięty Sparrow masująsy sobie podbródek i wstający z podłogi.
- Najwidoczniej przegapiłem ten numer Kociej Łapki, a jaka to wielka szkoda.
Dodał, spoglądając na kobietę i popierając w duchu swoje słowa. Wypił łyk ze swej szklanki, lekko się skrzywił.
- To ciągle nie smakuje jak Whisky...
Rzekł z aroganckim uśmiechem. Nogi oparł skrzyżowane na przeciwległe krzesło. Na głowę narzucił sobie kapelusz, lekko zasłaniając oczy. Wyluzowany zamierzał się zdrzemnąc... |
|
|
Chudeusz |
Wysłany: Wto 20:55, 18 Kwi 2006 Temat postu: |
|
Prawy prosty w Ołowiówce powoli stawał się specjalmnoscią zakładu, Chyba trzeba będzie zmienic nazwe.
Kiedy przybysz juz się Pozbierał zobaczył przed sobą kolejną szklaneczka napełniona Whisky Whisky to bimber moi drodzy, doprawiany w odpowiedni sposób ale bimber
- Dwie blachy -warknal barman. -A ta laska z niezłym biustem to Nikki Wong. Łapy nie oglądasz czy co??
Poczym zabrazł się za polerowanie lady jakby nic sie nie wydarzyło. |
|
|
Jack Sparrow |
Wysłany: Wto 20:45, 18 Kwi 2006 Temat postu: |
|
- TO nie jest Whisky...
Rzekł Sparrow, wziął szklankę i wylał zawartość na blat.
- Daj mi coś strawnego...
Burknął, jego twarz nie ukazywała irytacji bądź zdenerwowania... była nijaka.
- A... jeszcze coś, kim jest ta przepiękna kobieta kilka miejsc dalej ?
Dodał szeptem, odsuwając się od kapiącego z blata na podłogę trunku, |
|
|
Chudeusz |
Wysłany: Wto 20:31, 18 Kwi 2006 Temat postu: |
|
Barman polał Bimbru z butelki do prawie czystej szklanki i grzecznie zapytał
-Czego?? - Spoglądając na przybysza swoimi wytrzeszczonymi oczami. |
|
|
Jack Sparrow |
Wysłany: Wto 20:24, 18 Kwi 2006 Temat postu: |
|
Do uszu gości baru dochodzi dźwięk silnika Hummera, po chwili słychać skrzypienie drewnianych drzwi. Do środka wleciały tumany kurzu. W wejściu pojawia się postać w długim płaszczu koloru khaki, płaszcz jest rozpięty, brutalnie pozbawiony rękawów, toteż widoczny jest Pancerz Bojowy, również o praktycznym kolorze pustyni. Na ramieniu postaci przewieszony jest zadbany karabin snajperski HK. Na głowie kapelusz, koloru tego samego co reszta odzienia. Jack Sparrow (bo tak się nazywał) rozejrzał się po wnętrzu kantyny. Wzrok przybysza zatrzmał się na dłużej na przepięknej postaci płci kobiecej. "Kwiat Pustkowia" tak przybysz nazwał kobietę w myślach. Uśmiechnął się i podszedł do kontuaru.
- Panie Barmanie, kieliszek Whisky.
Rzucił zamówienie i zdjął kowbojski kapelusz.
- I mam pytanie... |
|
|
Nikki Wong |
Wysłany: Wto 20:18, 18 Kwi 2006 Temat postu: |
|
- Taaak… Może i jest lepszy, ale nie wolno mi jeździć czym innym i z kim innym- powiedziała wzdychając ciężko. Życie gwiazdy jest cholernie trudne, a z początku wydawało się nawet fajne.- Choć na pewno pański pojazd jest sto razy lepszy od tego rzęcha… Nawet na rowerze byłbym szybciej na miejscu.- wznosząc wzrok ku sufitowi. |
|
|
|
|