Autor Wiadomość
Voozie
PostWysłany: Pią 12:48, 14 Mar 2008    Temat postu:

//Ten gosc wyżej to ja. Wink//
Gość
PostWysłany: Pią 12:47, 14 Mar 2008    Temat postu:

//Przykro mi, Shirazie - nie uda nam się odtworzyc forum - chyba, ze mialbym admina. Wink//

*Poruszali się cicho, niemal w całkowitej ciemności - co raz ktoś włączał latarkę, by sprawdzic dalszą drogę. Gdy tylko zaniepokoił ich jakiś szmer, stali w miejscu po 10 minut, drżącymi rękoma trzymając broń gotową do wystrzału. Nie wiedzieli dokąd ich to zaprowadzi i jak długo wytrzymają bez zapasów - jednak altruistycznie brnęli.
Shiraz
PostWysłany: Czw 21:20, 27 Gru 2007    Temat postu:

[HU*A! Takiego wała!! Świat postnuklearny powstał po totalnej zagładzie. Tutaj zagłada nastąpiła. Teraz czas na reaktywacje. Eddie, Vooz. Pokładam w was nadzieję że niebawem zobaczycie tego posta i postaramy się to odbudować. JEDZIEMY!! ]

Dzikus stał na rozdrożu. Włócznię trzymał luźno w ręku i z lekkim zrezygnowaniem. W końcu dostał niezłe manto od lokalnego szamana. Widok olbrzyma który obok niego przejechał a następnie krwawej wymiany ognia pomiędzy żołnierzami a bandytami wprawił go w osłupienie. Stał i patrzył się jak ludzie nawzajem się zabijają strzelając z broni daleko dystansowej. W swoim życiu najdalej mógł trafić swą ofiarę tylko gdy miał dobrą włócznię i daleko nią rzucił. Także i szybkość wystrzeliwanych kul go dziwiła. Shiraz potrafił szybko rzucać włócznią, lecz do broni której używali żołnierze wiele mu brakowało.
W końcu walka ucichła. Żołnierze poszli w swoim kierunku a na niebie zleciały się dwa sępo -podobne ptaki. Wyraźnie miały chętkę na ciała zmarłych banytów.
Dzikus podszedł do martwych ludzi. Zaczął ich przeszukiwać. Miał nadzieję że znajdzie dla siebie coś ciekawego. Sprawdzał dokładnie każdego leżącego. Nie przeszkadzało mu to że niektórych wnętrzności wychodziły na wierzch lub zdarzały się przypadki ludzi bez głowy ręki, nogi czy innych części ciała.
Masakrator_pl
PostWysłany: Sob 19:53, 22 Gru 2007    Temat postu:

Voozie napisał:
Ja wchodzę co jakiś czas - od dwóch do czterech dni. Kiedyś wchodziłem codziennie. :/


Ja też kiedyś wchodziłem codziennie... Po kilka razy. Teraz mam szansę usiąść przy internecie dłużej. Dopiero w święta... A w nowym roku stara bieda.

Granie z Wami chłopaki to była frajda. Wesołych Świąt!
Chudeusz
PostWysłany: Śro 21:00, 07 Lis 2007    Temat postu:

w celu??
Gość
PostWysłany: Śro 16:34, 07 Lis 2007    Temat postu:

Szkoda że nie masz admina bo mógłbyś jakoś odbudować forum Razz
Voozie
PostWysłany: Śro 15:05, 07 Lis 2007    Temat postu:

Ja wchodzę co jakiś czas - od dwóch do czterech dni. Kiedyś wchodziłem codziennie. :/
Gość
PostWysłany: Wto 20:43, 06 Lis 2007    Temat postu:

Widać że ktoś tu jeszcze czasami wchodzi.
Voozie
PostWysłany: Czw 11:11, 01 Lis 2007    Temat postu:

Ej no, bez jaj już. Forum umarło całkiem, nie ma się co oszukiwac. Ambicja nas przerosła, chłopaki, taka prawda. Przykro mi, żegnajcie.
Cold Dead EDDIE
PostWysłany: Sob 19:27, 08 Wrz 2007    Temat postu:

...Udało się. Bandyta już leżał w konwulsjach na ziemi, gdy padły kolejne strzały. Jedna kul ze świstem minęła głowę Vooziego o kilka centymetrów. Przykucnął i obejrzał się. Medyk już był przy rannym. Najbliższy bandyta był oddalony o kilkanaście metrów, nie było warto się zatrzymywać. W biegu zauważył, że w powietrzu lata więcej kul. Już był osłaniany. Nim dobiegł do bandyty, ten dostał już w głowę. Zostało jeszcze kilku. Cichy szelest. Zza skały wyskoczył kolejny, ale Voozie już miał go na celowniku. Informacje na temat pochodzenia bandytów mogły być przydatne. Trzymając go na celowniku, szef strzelił do niego ze spazmówki. Rozległ się przeraźliwy krzyk, który kadetów uczących się korzystać z tej broni często przyprawiał o liczne koszmary. Reszta gnojków już wiedziała, o co chodzi. Zapanowała nagła cisza, a atmosfera zgęstniała tak, że można by było ją pokroić rozpruwaczem. Oddział ostrożnie się przegrupował. Nie oddano już żadnych strzałów. Spokojnie, lecz powoli zespół kontynuował swą wędrówkę w głąb kanionu. W oddali majaczyła już olbrzymia jaskinia.

***

Ciemność spowiła dno kanionu już wczesnym wieczorem. Oddział był już przy wyrwie, która z bliska okazała się o wiele większa, niż mogło się to wydawać. Włączono reflektory czołowe. Raport technika: Niebezpiecznie wysoki poziom promieniowania. Dokładnie tak, jak przypuszczał Vooz. Wszyscy zażyli leki przeciwpromienne. Ekspedycja kontynuowała wyprawę w głąb jamy. Po kilku minutach marszu światła reflektorów musnęły jakieś metalowe obiekty. Po wnikliwych oględzinach okazało się, iż jest to antyczny dwukołowy pojazd. Trzy zakręty dalej stanęli u wrót olbrzymiej metalowej bramy. Bramy, za którą kotłowało się od radioaktywności.
Stanęli u bram piekła. W środku, nieprzerwanie od kilkuset lat jarzyły się prastare żarówki, w świetle których stanął właśnie komitet powitalny.
Voozie widział ghoula już niejeden raz, w końcu kilka służyło w szeregach Bractwa, ale to co stanęło na drodze grupy wyglądało bardziej jak wychudzone mutanty, niż ghoule. Były całkiem sprytne. Jeden chciał podać rękę kadetowi. Żółtodziób oczywiście podał rękę, a mutanty wykorzystały okazję. Chmara zgniłych maszkar przygniotła żołnierza, by po chwili stać się kupą zgniłego, martwego mięcha. Kadet podzielił ich los. Mechanik złożył kolejny raport. Był to standardowy schron, pomijając to, co stało się z jego mieszkańcami. Zdecydowaliście się brnąć dalej w to radioaktywne bagno, nie tyle z obowiązku, co po to, żeby dowiedzieć się, co tu się stało.
Przekroczyliście wrota piekieł.

[Voozie, nie obrazisz się, jeżeli ta część będzie bardziej opowiadaniem? Mam ściśle przemyślaną akcję, wyślij mi na priv to, co masz zamiar zrobić, a ja sam opiszę. BTW, nie wiesz, co się stało z Shirazem? Dawno nie pisał, pomijając marudzenie]
Voozie
PostWysłany: Pią 22:13, 07 Wrz 2007    Temat postu:

- Ekstremalne sytuacje wymagają ekstremalnych działań. - szepnął Vo sam do siebie - OSŁANIAC MEDYKA ZA WSZELKĄ CENĘ! I TYLKO MEDYKA! - ułożył dłonie w tubę i wydarł się na cały głos
- SZEFIE... - zaczął jeden z żołnierzy
- MEDYKA POWIEDZIAŁEM! - Vooza zabolało lekko gardło, odchrząknął i spojrzał karcąco na człowieka - Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. - odetchnął głośno i wybiegł zza skały
- TU JESTEM, GŁUPIE ŚCIERWA! - krzyknął do bandytów biegnąc w ich kierunku.
Przełączył sie na tryb awaryjny. Poruszał się bardziej topornie, ale system mógł automatycznie zasilac uszkodzone obwody.
Już po chwili kula przebiła jego lewe ramie. Odrzuciło go lekko, ale nie przestał biec. W międzyczasie schował spazma i wyciągnął rozrywacz.
Dostał w nogę trochę poniżej kolana i upadł na ziemię wzbijając obłoczek kurzu. Był pewien, że teraz zginie. Minęła chwila. Kule świstały dokoła, jednak żadna go jeszcze nie trafiła. Ciche piknięcie powiadomiło go, że uszkodzone obwody stawu skokowego są już zasilane. Wstał i przebiegł jeszcze trochę. Kilkoma susami dotarł do najbliżej stojącego bandyty i rzucił się na niego, próbując zachaczyc rozrywaczem o jego gardło...
Cold Dead EDDIE
PostWysłany: Wto 16:17, 04 Wrz 2007    Temat postu:

Buggy jechał wprost na żołnierzy, wciąż przyspieszając. Voozie uskoczył w ostatniej chwili, przestrzeliwując oponę. Wozem zaczęło gwałtownie rzucać i po kilkudziesięciu metrach dachował, wraz z bandziorem na dachu.
Jeszcze nie ucichł zgrzyt metalu, gdy z wozu otwarto ogień. Czym prędzej rzuciliście się za skały. Byli to zwykli bandyci, lecz jeden z nich trafił żołdaka w ramię.
-PASKUDNA SPRAWA, SZEFIE -medyk próbował przekrzyczeć salwy obu stron. -OTWARTE ZŁAMANIE, MOCNO KRWAWI.
Byli podzieleni na dwie grupy, Voozie z Medykiem z jednej strony kanionu, reszta grupy po drugiej, a między nimi ściana ołowiu wystrzeliwanego przez zbirów, których część właśnie wyczołgiwała się z wraku.
-POTRZEBOWAŁBYM OSŁONY, ALE NIE USŁYSZĄ.
-NIE MOŻNA Z TYM POCZEKAĆ?
-WYKRWAWI SIĘ ZANIM WYTŁUCZEMY POŁOWĘ Z NICH.
W międzyczasie odseparowana od dowódcy część ekipy ochłonęła i zaczęła prowadzić ostrzał (z wyjątkiem rannego), gdy tylko strzały bandytów nieco ucichły. Podziurawiony buggy był pusty, strzały zaczęły padać zza pobliskich skał.

***

Oddaję akcję w twoje ręce- bądź twórczy, ale nie przesadzaj z headshotami Wink

PS. Jeżeli macie jakieś wątpliwości, albo chcecie, żebym szybciej odpisał, to ślijcie priva, jak dostanę emaila z powiadomieniem, to od razu wiem, że jest jakaś sprawa do mnie.
Cold Dead EDDIE
PostWysłany: Wto 7:02, 04 Wrz 2007    Temat postu:

[Ejejej. Przepraszam, że trochę opuściłem, ale jak wiecie zbliżał się/jest wrzesień, musiałem się przygotować do szkoły. Jeszcze dzisiaj będę kontynuował obie przygody na początek Shiraz, batalię Vooziego około trzeciej]

Szaman wskazał jedynie swój namiot, po czym udał się w jego kierunku. Shiraz poszedł za nim. W obszernym namiocie mieściło się kilka posłań ułożonych wokół wygasłego ogniska. Wódz usiadł przy nim, próbując je rozpalić na nowo.
-Widzisz, od pokoleń mamy zasadę... Każdy przybysz, który pomoże wiosce może zostać jej nowym wodzem, jeżeli tak zadecydują ludzie...
-...Tak więc...?
-Od dawna nie było tu żadnych podróżnych, ale ostatnimi czasy, z powodu ucieczki złych dusz przybywają ich tu dziesiątki. A mi pozycja wodza odpowiada. Muszę likwidować potencjalne zagrożenie, jeżeli chcę ją utrzymać. Wybacz, ale tak już jest -patrząc wodzowi w twarz, nie zauważyłeś, że nad ogniem cały czas rozgrzewał ostrze. Jednym susem skoczył przez ogień wprost na ciebie. Przykucnąłeś, a on wypadł z namiotu. Nim zdążyłeś się odwrócić już zagradzał wyjście, z powrotem stojąc na nogach, z rozgrzanym nożem w ręce. Zaatakował po raz kolejny, drasnąwszy cię po ramieniu, wpadł na ścianę i przewrócił namiot. Wygrzebałeś się czym prędzej z ruin wątłej konstrukcji i uciekłeś. Nie miałeś powodów, by wracać, szczególnie, jeżeli groziła ci śmierć z ręki szamana.
Zbliżał się kolejny wieczór, byłeś już dobre dwa kilometry od wioski, gdy zauważyłeś, że w jej stronę zbliża się taki sam potwór, na jakim porwali cię żołnierze, no, pomijając drobne różnice w wyglądzie, ale na ogół one wszystkie wyglądają tak samo.

***

I tu masz wybór- wrócić do wioski mimo zagrożenia ze strony wodza i sprawdzić kto i po co przyjechał, albo to olać.
Voozie
PostWysłany: Nie 0:36, 02 Wrz 2007    Temat postu:

Zapowiadała się fajna rzeź ze spazmami. :/
Shiraz
PostWysłany: Pią 20:10, 31 Sie 2007    Temat postu:

No niestety. Gdyby chociaż było kilka osób to można by coś podziałać, a tak? Ja i Voozie? To niestety troszkę mało
Masakrator_pl
PostWysłany: Pią 13:54, 31 Sie 2007    Temat postu:

Kiepsko... ;/
Shiraz
PostWysłany: Śro 14:42, 29 Sie 2007    Temat postu:

I tak to kurna bywa. Najpierw ludziom nadziei narobi a potem słomiany zapał się okazuje i D*** z tego wychodzi. Tydzień mija a tu ani jednego posta.

TERAZ KTOKOLWIEK TO CZYTA TO JEŚLI CHCE SIĘ ZAREJESTROWAĆ I PO TYGODNIU SKOŃCZYĆ ROZGRYWKĘ TO NAJLEPIEJ NIECH WCALE TEGO NIE ROBI A NIE LUDZIOM NERWY SZARPIE
Voozie
PostWysłany: Wto 22:48, 21 Sie 2007    Temat postu:

- Jeszcze chwilę. Boże, daj jeszcze chwilę... - wyszeptał Voozie. Pośpiesznie sprawdził obydwie kabury na pasku - w jednej ciążył rozrywacz a w drugiej posłusznie siedział Desert Eagly. Pistolet spazmowy zaś wisiał w trochę większej kaburze umieszczonej z tyłu spodni. Nie wiedział co wybrac w tej chwili, zresztą, nigdy nie wiedział. Lubił używac rozrywacza, ciche brzęczenie piły zawsze zapowiadało niechybną śmierc kilku ludzi. Broń ostra też miała swoje atuty. Lekki odrzut ramienia połączony z widokiem upadającego wroga zawsze uzupełniał zapotrzebowanie na agresję. Spazm. Ach, kochany spazm. Już wiedział, że tym razem powinien wziąśc spazma. Każdy się go bał. Sprawiał istne katorgi fizycze, jak i psychiczne.
Vo szybkim ruchem odpiął tylnią kaburę i wyciągnął pistolet spazmowy. Spojrzał na niego tryumfalnie i uśmiechnął się.
- Mechanik - schowaj się gdzieś dobrze. Tylko w miarę blisko, ty zaczniesz z shotguna, jak dam ci znak.. Medyk - blisko ale niewidocznie. Zresztą, co ja gadam. - machnął ręką - Wy, medycy, zawsze gdzieś znikacie a gdy jesteście potrzebni to niewiadomo skąd się bierzecie. - uśmiechnął się i zwrócił się do kadetów - A wy bierzecie pierwsze lepsze miejsca i przygotowujecie spazmy do ostrzału. Macie nie okazywac litości i osłaniac mnie, kiedy do nich wybiegnę, zrozumiano?
Shiraz
PostWysłany: Pon 18:08, 20 Sie 2007    Temat postu:

[P.S. Sorry za małą nieobecność. Muszę cię pochwalić. Podoba mi się twój styl. Bardzo fajnie piszesz. Podoba mi się. ]

Sposób w jaki wódz wioski wygłaszał swą mowę, jego gesty i specyficzna aura unosząca się wokół niego bardzo zaciekawiła dzikusa. Nie mógł oprzeć się wrażeniu jakie wywierał na nim szaman. Chociaż nie znał tych terenów to musiał zamienić chociaż kilka słów z tym człowiekiem. W końcu była to osoba która bardzo odpowiada poglądom Shiraza.

Gdy hummer odjechał Shiraz został sam na uboczu. Wszyscy ludzie z wioski przeszli jeszcze kawałek za jeepem. Dźwięk maszyny nie dochodził do nich zbyt często, a nawet była to dla nich atrakcja - tutaj na krańcu świata. Przeciwnie do dzikusa. Jakby nikt się nim nie interesował. Wyglądał dosyć podobnie do innych. Zwykły dobrze zbudowany człowiek, ubrany w przetarte łachy i trzymający ze sobą włócznię. Jedyne co go odznaczało to ten niebieski kolor skóry, jednak to było bardziej do zniesienia niż głośne dźwięki odjeżdżającej maszyny.

Shiraz podszedł do wracającego do domu szamana. Spytał się nieśmiale:
-Witaj. Jesteś szamanem tak? Jesteś tak? Ja jestem. Jestem szamanem z mojego plemienia Wakashan. Daleko na południu. Daleko stąd. Tam czuć morze. Dawno ja tam nie byłem. Nie pamiętam dobrze drogi. A ty gdzie jesteś? To twoje plemię?
Tutaj Shiraz pokazał na wszystkich ludzi
-Ja znam wiele rzeczy. Potrafię zrobić ludzi zdrowych, potrafię też wiele innych rzeczy. Znam przyszłość i znam przeszłość. A ty? Co ty znasz? Co ty robisz?
Cold Dead EDDIE
PostWysłany: Nie 18:38, 19 Sie 2007    Temat postu:

[Sądziłem, że Shiraz coś tam napisze, ale cóż, nie to nie, mi dwa razy nie trzeba czekać. Jedziem dalej]

Szaman zatrzymał się przed Voozim.
-Chciałbym, żeby to był żart, albo zły sen, ale jest inaczej. Eee... -szaman nieco się zmieszał. -Tak w ogóle, to po co tu przybyliście...?
-Rozejrzeć się. Co dokładnie dzieje się w okolicy?
-Złe duchy przybyły na świętą ziemię naszego plemienia. Następnie przybyli łupieżcy, co jeszcze bardziej je rozzłościło, i rzuciły klątwę na naszą wioskę!
-Hmm... A skąd przybyły...?
-Złe duchy mieszkały w kanionie na północy. Nadal jest tam ich dużo!
-Skąd wiesz...?
-Nie można podejść bliżej, bo duchy owładną ciało wojownika i umrze w straszliwych mękach. Chcieliśmy je uspokoić, ale wielu wojowników zginęło w drodze. Ci którzy wrócili umarli krótko potem.
-No to wiemy, gdzie pojechać teraz...

[Shiraz, masz wolną rękę do działania (w wiosce)]

***

Dochodziło południe, gdy wraz z kadetami byliście w połowie kanionu. Promieniowanie faktycznie było dosyć wysokie.
Słońce piekielnie paliło, było co najmniej ze 40 stopni i żadnej chmurki na niebie. Podróż trwała wieczność. Voozie klnął sam na siebie, bo mechanik stwierdził, że w takim upale samochód się przegrzeje, a on oczywiście go posłuchał. Hummer został w wiosce. Voozie poklepał się po kieszeniach: "ach, są, dobrze, że nie zostały w stacyjce...".
Z wylotu kanionu dobiegło stłumione echo. Obróciłeś się powoli, po czym zastygłeś w bezruchu. W waszym kierunku jechała grupa bandytów!

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group